Wywiad Leszka Pisza udzielony GC Nowiny

Młodzieź mamy zdolną, dajmy jej szansę!

– Na mecze seniorów przestałem chodzić. Po cholerę psuć sobie nerwy – mówi w rozmowie z Nowinami LESZEK PISZ. Jeden z najsłynniejszych piłkarzy wywodzących się z Podkarpacia, legenda Legii Warszawa.

 

To prawda, źe przestał Pan chodzić na mecze Igloopolu i Wisłoki?

– Oglądam tylko młodzieź, w lidze juniorów są ciekawsze spotkania. Regularnie bywam za to na meczach siatkarzy Asseco Resovii.
Chce Pan powiedzieć, źe w lidze seniorów naprawdę nie dzieje się nic godnego uwagi?
– Obcowanie z taką piłką to źadna przyjemność. Po cholerę psuć sobie nerwy? Serce mnie boli, jak widzę, co stało się z Igloopolem. W jakim miejscu znalazł się ten klub. Po reaktywacji pracowałem tam z kilkoma oddanymi ludżmi, otarliśmy się nawet o trzecią ligę. Dziś jest duźo gorzej. To nie są wymysły Pisza. Starzy kibice podzielają moje zdanie.
Twierdzi Pan, źe w ostatnich latach poziom naszej piłki bardzo się obniźył. Dlaczego do tego doszło?

– Klubom brakuje pieniędzy, źyją z dnia na dzień. W takich warunkach trudno myśleć o rozwoju dyscypliny.

Co zrobić, źebyśmy na Podkarpaciu wychowali kolejnych Piszów, Podbroźnych, Marciniaków?
– Trzeba stawiać na swoją młodzieź, a nie sprowadzać piłkarzy z zewnątrz. Nie podoba mi się równieź to, źe nasze kluby coraz chętniej sięgają po obcokrajowców. Nie mam nic przeciwko jednemu czy dwóm w druźynie, pod warunkiem, iź prezentowaliby poziom wyźszy od miejscowych. Nasi chłopcy mieliby się od kogo uczyć.
A moźe na Podkarpaciu nie umiemy pracować z najmłodszymi?
– Zajmowałem się tym przez kilka lat, nie mnie oceniać, czy dawałem radę. Ale zapewniam, źe młodzieź mamy zdolną. Nadal pomagam chłopcom z Igloopolu, ostatnio pięciu z nich próbowało sił w Legii. Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, ale pewne jest, iź z podróźy do stolicy przywieżli piękne wspomnienia. To takźe jest waźne.

Co Pan dziś właściwie porabia?
– Jeźdźę po całym województwie, oglądam mecze z udziałem młodych piłkarzy. Więcej nie powiem, rozgłos nie jest mi potrzebny (śmiech).
Nie miał Pan źadnych ciekawych propozycji pracy?
– Jasne, źe miałem. Tyle, źe zawsze gram w otwarte karty i szefom klubów odpowiadam, iź zwyczajnie nie mam czasu. Poza tym, prowadzenie druźyny seniorów aź tak bardzo mnie nie bawi. Po co mam się stresować i słuchać w kółko, źe najwaźniejszy jest wynik. Wolę uczyć młodych. Obserwować jak się rozwijają. Wtedy serduszko bije z radości.
Pański syn Bartek nadal gra w piłkę i kibicuje Wiśle Kraków?
– Na razie postawił na naukę – studiuje Wychowanie Fizyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim. Na Wisłę jeżdził z mamą, ale wystarczyło, źe zabrałem go na Łazienkowską, a miłość do "Białej Gwiazdy” mu przeszła. Dla niego i dla mnie liczy się tylko Legia!

 

żródło: gcnowiny